A {color: #000000;} A:link {color: #000000; text-decoration:none} A:visited {color: #000000; text-decoration:none} A:hover {color: #000000; text-decoration:none; color:#FF0000}
BOŻE TKACZKI |
Wygłaszałem niedawno referat dotyczący
elit w życiu narodowym, kiedy to, posiłkując się
Lapouge'm, dowodziłem, że przedstawiciele elit z racji
swych cech moralnych poddani są różnorakim selekcjom,
a wśród nich selekcji religijnej. Oznacza ona, że -
jako szczerze religijni i rozumiejący zagadnienia
transcendentalne - uciekają przed bezbożną
sekularyzacją życia w stan duchowny, przez co
pozbawiają świeckie elity narodowe sił witalnych.
Jeden ze słuchaczy stanowczo się temu sprzeciwił
argumentując, że modlitwa jest równie konieczna do
osiągnięcia celu jak działania fizyczne. Tym samym
zarzucił mojemu wywodowi abstrahowanie od duchowego,
nadprzyrodzonego aspektu w dążeniu do osiągnięcia
zadowalających rezultatów społeczno-politycznych, z
czym oczywiście... zgodziłem się natychmiast. Rzeczywiście, brnąc raczej w efektywność działań, uległem skażeniu piętnem racjonalizmu, zapominając o dualizmie w życiu człowieka. Jak dla pomyślnego rozwoju ludzkości, która ma zadanie przeprowadzić jednostki najkrótszą drogą do celu ostatecznego, nieodzowny jest duch i materia, tak dla pomyślnego zakończenia wszelkich działań dualizm ten powinien być zachowany w stanie względnej równowagi. Konieczność wyłonienia elity i zastąpienia nią Antyelity, która przez zasiedzenie rości sobie prawo do tronu w klasie dla VIP-ów, również rodzi potrzebę praktykowania tego dualizmu, by nie zboczyć z jasno wytyczonej drogi. Jak w szekspirowskiej frazie: "ktoś nie śpi, aby spać mógł ktoś", tak w życiu jedni mają możliwość budowania społeczności poprzez życie rodzinne dzięki temu, że inni w zakonach kontemplacyjnych oddają się nieustannej modlitwie. Również za tych, którzy nie mają na to czasu lub (nawet) ochoty. Wszak wielkość naszej cywilizacji oparta jest na fundamentach życia monastycznego wczesnego średniowiecza. Dzięki temu w świecie zachowana była owa niepewna równowaga między - że użyjemy stylistyki obecnego papieża - cywilizacją życia i cywilizacją śmierci. Czy jednak przełom XX i XXI wieku to czasem nie zachwianie tej błogosławionej równowagi? Czy religijność młodszych braci w wierze z Afryki, Ameryki Łacińskiej czy Azji wystarczy, by zrównoważyć religijną indyferencję, a wielokroć również neopoganizm białego człowieka? Co jednak będzie, gdy przeniesiemy się na niższy poziom życia społecznego, do szczebla podstawowej komórki społecznej? Wszak tutaj również na drodze do rozwoju rodziny wysiłkom fizycznym towarzyszyć musi sfera duchowa, czyli rozbudowane życie religijne. Cywilizacja demoliberalna, która zniszczyła model rodziny wielopokoleniowej, boleśnie odarła najmniejszą komórkę społeczną z tej sfery życia. W modelowej rodzinie ściśle podzielone były role dziadków, rodziców i dzieci, także w zakresie życia religijnego. Nie przypadkowo utarł się wzorzec staruszki spędzającej ostatnie lata swego życia na odmawianiu różańca. Babcia taka spełnia w rodzinie rolę, jaką zakonnicy pełnią w życiu Kościoła, w rozumieniu wspólnoty wiernych. Niekiedy nawet nieświadomie, tka jednak ochronny kokon modlitwy wokół pozostałych członków rodziny, którzy z racji troski o ekonomiczne aspekty życia rodzinnego być może nie mogą poświęcić modlitwie tyle czasu, ile by chcieli. Poza tym dają wzorzec postawy religijnej przykładnego katolika najmłodszym członkom rodziny. Pod tym względem współczesna rodzina dwupokoleniowa pozbawiona jest tej naturalnej bariery chroniącej ją przed Złym. O dziwo, czynnik ekonomiczny przychodzi dziś w Polsce w sukurs rodzinie wielopokoleniowej. Narzuconemu pod pozorem wygody wzorcowi rodziny typu: rodzice + dzieci stoi na przeszkodzie kryzys gospodarczy i powszechna bieda, która zmusza wiele młodych małżeństw do mieszkania z rodzicami. Często, zwłaszcza na wsi cierpiącej na brak zbytu dla swych produktów, emeryt w rodzinie bywa głównym źródłem utrzymania. Niewielu natomiast zdaje sobie sprawę z faktu, że symboliczna babcia z różańcem przynosi rodzinie coś więcej niźli tylko swą bieda-emeryturę, że dzięki niej pozostali mogą bardziej zająć się innymi aspektami życia rodzinnego. Niestety również pod tym względem przyszłość rysuje ponury obraz. Trudno bowiem wyobrazić sobie, by współczesne wyzwolone kobiety, dla których wzorem są bizneswoomen lub zajadłe czytelniczki prasy kolorowej, w której lansuje się zachowania amoralne, grzeszne, czy wręcz zbrodnicze (otwartość seksualna, homoseksualizm, aborcja), wraz z osiągnięciem wieku emerytalnego chwyciły za różańce, by wypraszać pomyślność dla swych (tyle, że coraz mniej licznych) bliskich i tkać barierę oddzielającą rodzinę od cywilizacji śmierci. Współczesny kryzys rodziny wydaje się grać preludium dla tego scenariusza. |
Dariusz Magier |
POWRÓT |
© Dariusz
Magier. Prawa autorskie zastrzeżone. Pierwodruk: Boże tkaczki, "Nowa Myśl Polska" 2003, nr 49 (117), s. 9. |