KUR DOMOWY
 
W świadomości społecznej funkcjonuje stereotyp gospodyni domowej, kobiety żyjącej w świecie ograniczonym dziećmi, kuchnią i telewizją, a - jeśli chodzi o tę ostatnią - zwłaszcza płytkimi serialami, południowoamerykańskimi tasiemcami, kobiety, której nie interesuje tzw. kultura wyższa. Stereotyp to kuszący swą prostotą i wynikający z powszechności. Stereotyp działający na wojujące feministki, jak przysłowiowa płachta na byka.
Przez ostatnie dwa tygodnie miałem możliwość empirycznie doświadczyć procesu "staczania" się do poziomu kury domowej - sytuacja życiowa zmusiła mnie do zamknięcia się z dwójką dzieci w czterech ścianach domu. I zaczęło się: pielucha, zupka, klocki, siusiu, "Tato, zagramy?", samochodziki, "A-a-a...", "Tato! Cicho, usypiam Mikołaja!", siusiu, "Gdzie ten cholerny smoczek?!", "Tato, kiedy będziemy grać?", "...kotki dwa", soczek, "Gdzie ona wsadziła chusteczki do pupy?!" itp. idt.
Stawiam pytanie: co można robić w wolnej chwili, gdy dzieci wreszcie na chwilę zabawią się same lub gdy malutkiemu przyjdzie ochota posiedzieć na kolanach u taty, a starszy zainteresuje się kreskówką? Powiecie: poczytać Prousta?, napisać traktat filozoficzny?, artykuł? felieton?, namalować obraz? I odpowiadam: można tylko włączyć telewizor i obejrzeć coś co nie wymaga skupienia uwagi, co można śledzić między karmieniem półtoraroczniaka a grą w Chińczyka z pięciolatkiem.
Przez owe dwa tygodnie pasjonowałem się więc owymi wyśmiewanymi serialami, śledziłem real TV i teleturnieje, skrzętnie omijając (i tak rzadkie o tej porze) ambitne reportaże, programy polityczne, publicystyczne i kulturalne (no, chyba, że popkultura lub nieśmiertelna gala piosenki biesiadnej). Zacząłem wreszcie dostrzegać, kogo tak naprawdę kocha Kachorra, kto jest obecnym kochankiem Brooke i to że Agnieszka przeznaczona jest jednak red. Duninowi.
Efekt doświadczenia? Nie odważę się już, wchodząc do pokoju i widząc żonę zabawiającą dziatwę, zadrwić z poziomu intelektualnego programu wypełniającego aktualnie ekran telewizora. Czas spędzony na odgrywaniu roli kury domowej nie zaowocował w moim twórczym życiu żadnym nowym rewelacyjnym pomysłem, niczego wielkiego (ani małego) nie dokonałem, nic nie dopisałem do swego bogatego życiowego dossier. Nie uczyniłem nic, poza poświęceniem części swego życia, siły, intelektu dwóm kandydatom na dobrych Polaków, katolików, Europejczyków - po prostu ludzi.
W świecie rozpadających się na naszych oczach społeczności, walącej się w gruzy rzeczywistości opartej na tradycji, jest to praca duża, a jednak jak niewielka w porównaniu z potrzebami. Jak mała w porównaniu z tym, ile poświęcają temu nasze świadome, a jednocześnie godnie spełniające swoją niezastąpioną funkcję społeczną, przysłowiowe Matki-Polki. Rolę, która nierozerwalnie wiąże się z kulturą i cywilizacją łacińską (synonimy: zachodnią, chrześcijańską, grecko-rzymską) oraz nieśmiertelną formułą rzymskiej przysięgi małżeńskiej: "Ubi tu Gaius, ibi ego Gaia". Nasze trwanie (nasze, czyli na poziomie stanu dzisiejszej samoświadomości), stabilność egzystencji naszej cywilizacji zależy od kontynuacji dzieła westalek - pielęgnowania domowego ogniska.
"A widzisz - mówi żona i śmieje się - Po kilku miesiącach nawet ty zostałbyś feministą".
A ja sobie myślę, że dopiero równouprawnienie w stylu skandynawskim, o które tak zażarcie walczy nasza Parlamentarna Grupa Kobiet, będzie stanowiło ten test, który pokaże ile warta jest polska przynależność do 2000-letniej cywilizacji łacińskiej i owa społeczna "pamięć materiału" odnośnie powołania macierzyńskiego i rodzinnego naszych pań. A także na ile my, mężczyźni, rozumiemy chrześcijańską wykładnię "stania się jednym ciałem". We wszystkim. Najmniej zaś w najprostszym, dosłownym tego słowa znaczeniu.
I konstatacja - to od nas, mężczyzn, będzie zależało czy kobiety unikną szaleństwa "samowyzwolenia" i same, bez nakazów prawnych i społecznego ostracyzmu, zdecydują się na kilka lat uwsteczniającego towarzyskiego letargu, w zamian za wyposażenie dzieci we wszystkie te atrybuty, które potrzebne są im do egzystencji z pożytkiem dla siebie i otoczenia, czy też świat przeobrazi się zupełnie w glob, który zamieszkują i kształtują ludzie wychowani w koszarowych warunkach przytułków.
Oto wyzwanie, czy są chętni?


Dariusz Magier
POWRÓT
 
© Dariusz Magier. Prawa autorskie zastrzeżone.
Pierwodruk: Kur domowy, "Szczerbiec" 2003, nr 5-8 (132-135), HOBBIT s. 1.