MAŁPY W RZYMIE, CZYLI KTÓRE STADIUM ROZKŁADU?
 
Kiedyś dziwiło mnie to uparte nastawienie antytradycjonalistyczne. Dlaczego nie dadzą nam spokoju?, rozmyślałem. Dlaczego nie stworzą sobie swojej własnej alternatywy człowieka, kościoła, państwa, lecz uparli się, by przejąć kontrolę nad naszą i zniszczyć ją od wewnątrz? Przecież żaden z nas nie rozpętuje batalii, by powołać krucjatę, która uderzy na którąś z Ich sekciarskich bożnic. Nie wchodzimy gremialnie do heretyckich struktur, by rozbijać je od środka i zmieniać na swoją modłę. Nie rozpętujemy fali, która ma na celu zmienić na siłę czyjąkolwiek moralność. Nie narzucamy jak mają myśleć, czuć, modlić się, zachowywać podczas swoich obrzędów.
Teraz już mnie to przestało dziwić. Zrozumiałem bowiem, że celem nie jest nawracanie nas na ich "jedynie słuszną" linię. Nie jest, gdyż Oni sami już w nic nie wierzą. Celem jest jedynie destrukcja Prawdy. Każdy jeden uschły pęd Winnicy Pańskiej jest Ich tryumfem. Zrozumiałem też dlaczego tak mocno lansują kompromis. Kompromis w sprawach zasadniczych, a taką jest wiara, mogą wszakże zawierać jedynie ci, którzy nie żywią żadnej wiary w prawdę swych poczynań. Żaden kompromis im przez to nie straszny.
Na początku tego roku zmarła s. Łucja, ostatnia z trójki portugalskich pastuszków, którym dane było przeżyć serię objawień Matki Bożej, rozpoczętych w Fatimie w 1917 r. Bardzo przygnębiają mnie proroctwa, takie, jakie i wówczas prze-kazała Najświętsza Panienka. Dlatego, że wiem, iż one się spełniają. I dlatego, że wiem, jak bardzo cywilizacja chrześcijańska będzie miała upaść, byśmy zobaczyli tych, którzy nie pójdą na żadne kompromisy z Księciem-Tego-Świata.
O ile jednak owoc mistycznych doznań przyjmować musimy li tylko naszą wiarą, o tyle największą grozę wzbudzają te prognozy dotyczące przyszłości, które oparte są na rozumie, na bacznej obserwacji zachodzących przemian, na chłodnej logice. Wielki polski myśliciel konserwatywny Wojciech Dzieduszycki (1848-1909), obserwując zachodzące w Europie procesy, widząc wszechogarniającą potęgę Lewiatana, a zwłaszcza kryjące się pod mianem rewolucji i nowoczesności bolszewizm i modernizm, przed ponad stu laty pisał następująco:
"Bo co człowieka naprawdę od zwierząt wyróżnia? Uczucie religijne. Bez niego byłby tylko bardzo złośliwą, przemyślną i obrzydliwą małpą. O co te małpy zrobią, gdy się poczują panami świata? [...] Co z Rzymem, co z Bazyliką Świętego Piotra zrobią przyszli władcy wiecznego miasta z gatunku "przemyślnych i złośliwych małp"?
Najpierw zrobią z kościoła pomnik narodowy, miejsce zbeszczeszczone i pozbawione duszy, preparat martwy, taki, jakim jest dziś Święty Marcin w Neapolu albo Certosa w Pawii, albo Sainte Chapelle w Paryżu. Mszy nikt tam nie odprawi, modlić się nikt nie będzie, głupi strażnik będzie oprowadzał trzody głupszych jeszcze turystów, którzy kapelusza nie zdejmą, gapiąc się na grobowce; albo oglądając relikwie Świętego Piotra, poniesione do zakrystii i tam umieszczone w szklanej skrzyni. I to będzie pierwsza faza.
Potem pomyślą sobie, że szkoda tak ogromnego gmachu na jakieś muzealne zbiory i urządzą tu miejsce na ludowe zabawy; po kapli-cach będą różne sklepy, kupczyki będą pić piwo przed marmurową Madonną Michała Anioła; wszędzie będą bufety, widowiska w ko-ściele i pod kopułą, a na konfesji apostoła ulicznica śpiewać będzie nierządne piosenki. W dni świąteczne orkiestra zagra kankana monstre na osobnym rusztowaniu za ołtarzem, a jakiś clown przebrany za papieża, otoczony orszakiem histrionów, będzie udawał, że błogosławi naród. To będzie druga faza.
Potem? Potem pokaże się szpara w kopule, więc starą kamienną kopułę zniosą i zastąpią imitacją z żelaza, niedługo jednak spostrzegą się, że nie warto starego gmachu konserwować, więc zrównają go z ziemią, założą fabrykę pudrety, a w Chicago zbudują z pomalowanej blachy ogromny model tej bazyliki, aż się sprzykrzy i będzie rozprzedany na bruk. To będzie koniec"
(W. Dzieduszycki, Mesjanizm polski a prawda dziejowa, Kraków 1902)

Kto podróżował po krajach Europy zachodniej wie, że faza pierwsza proroctwa W. Dzieduszyckiego już się dopełniła. Niejeden, który widział bluźniercze, prozboczeńcze procesje "złośliwych, przemyślnych i obrzydliwych małp", zwane - niczym u G. Orwella - "Paradami Miłości", pomyśli, że oto druga faza ziszcza się na jego oczach.
Pociesza nas jednak sam Chrystus, który obiecał, że bramy piekielne nie przemogą Jego Kościoła, choć potęga Zła w czasach ostatecznych pozornie będzie święciła takie tryumfy, iż wielu (czasem w dobrej wierze, zaślepionych) przejdzie na jego stronę.


Dariusz Magier
POWRÓT
 
© Dariusz Magier. Prawa autorskie zastrzeżone.
Pierwodruk: Małpy w Rzymie?, www.konserwatyzm.pl/artykuly.php?id=590.