MUZA LEKKICH OBYCZAJÓW
 
Jak bardzo skomplikowana jest praca z historią najnowszą! Ledwie bowiem wyrwaliśmy się spod "opiekuńczych skrzydeł" Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, która namiestnikowała w Polsce w imieniu Czerwonego Imperium (rozwinięcie skrótu partii a'la Leszek Moczulski - Płatni Zdrajcy Pachołki Rosji, choć razi nieco szczerością, może trafiać w sedno rzeczywistej roli tej monopartii), a już potężna rzesza polskiego społeczeństwa roni łezkę za PRL-em. Trochę to musi komplikować życie historykom dziejów najnowszych, bo gdzież ów lansowany "wspólny wysiłek narodu w obalaniu komuny", co z sielskim obrazkiem przedstawiającym jak brat z bratem siada przy meblu z okrągłym blatem i - mimo różnic - dogadują się. Zaiste, to jakoś nie po naszemu, bo my raczej za szabelkę, za kosę...
I jak tu można napisać podręcznik o zamknięciu etapu cierpień i niewoli w chwili, gdy byle średnio rozgarnięty gimnazjalista widzi, że różowo to nie jest (chyba że u koryta), a i szans na lepiej nie widać. A rodzice w końcu i mieszkania się jakoś dorobili, i jeździć mają czym, i pracę stracili co najwyżej już za "demokracji".
Jak to więc jest z tą Polską Ludową? Czy nostalgia średniego i starszego pokolenia to tylko zawsze miłe ludzkiemu sercu wspomnienia z dzieciństwa, czy może subiektywizm składający się jednak na ogólną ocenę udającą obiektywną? Jak wyłuskać w tym przypadku prawdę absolutną i czy ona w ogóle istnieje?
Niewątpliwie tak, ale nie w skali tzw. społeczeństwa. Przeniesienie środka ciężkości z Narodu na owe "społeczeństwo" zmieniło również odnośnik, który w ocenianiu Państwa Polskiego stosowany był przez ostatnie tysiąclecie. Bo wołaniem na pustyni będzie przekonywanie, że PRL był "be" tych, którzy w owym czasie pławili się w dostatkach (jak na ówczesną socrealną skalę, oczywiście), a zwłaszcza w przywilejach i poczuciu przynależności do rządzącej politycznej sitwy. Tym i dzisiaj nie jest zresztą źle finansowo, a ich kontestacja rzeczywistości polega raczej na zawiedzionej miłości, odsunięciu od grupy trzymającej monopol na władzę i prawdę (czyli propagandę) w swych łapach.
Osobna grupa to ci, którzy ustrój bolszewicki w Polsce "utrwalali". Ci ludzie to grupa "skrzywiona" w podejściu do roli państwa już u startu w swe dorosłe życie, osobnicy, którzy uwierzyli swym sowieckim mocodawcom, że zdrada narodowa jest powodem do chluby. Oni (na szczęście czas wyręczy opieszały ze względów politycznych wymiar sprawiedliwości RP) są już straceni dla wszelkich przejawów życia narodowego suwerennej Polski.
Ludzie z tych dwóch grup to beneficjanci Polski Ludowej, osoby oderwane od własnych rodzin i w ogóle wykorzenione z tradycji, wychowane przez system sowiecki, ukształtowane na obraz i podobieństwo komunistycznej "kultury świeckiej", którą lansował. To w przeważającej mierze synowie i córki biednych chłopów, wyrobników i folwarcznych parobków, których komunizm awansował na robotników-suwerenów "państwa robotniczo-chłopskiego" i - tą dobrą - "inteligencję pracującą". Inteligencję tylko z nazwy związaną z jej dawną, post-szlachecką odpowiedniczką, bo inteligencję sowieckiej proweniencji, czującą bliższe więzi z socjalizmem i partią go reprezentującą niźli z bytem własnego narodu i państwa. I nie ma się co dziwić, Polska Ludowa była ich matką i ojcem, a miłość do rodziców stanowi podstawę moralności we wszystkich cywilizacjach.
Trzecią grupę tęskniących za PRL-em stanowią ludzie, którzy - choć nie związani politycznie z komunistami - rzeczywiście stracili na przemianach po 1989 roku. To ci wszyscy, których zagadnienie statusu politycznego Polski w ogóle zdaje się nie interesować, chociaż z pełną świadomością wchodzą w skład Polskiego Narodu i swoją codzienną pracą dokładają cegiełki do budowy jego wielkości. Nie można zaprzeczyć, że tacy ludzie na pewno byli, i to nie mała grupa, a wśród niej zwłaszcza chłopi dzierżący swą ziemię z dziada-pradziada. Ci, zdeprawowani ekonomicznie przez komunizm, nie łatwo radzą sobie z rzeczywistością, w której poprawianie bytu własnych obywateli jest ostatnim zmartwieniem rozpolitykowanego molocha, w jaki przeistoczył się dziś aparat państwowy.
Jak uśrednić odczucia wszystkich tych grup, jak połączyć je z oczywistymi przeciwnikami PRL-u, również przecież niejednorodnymi w swej masie, oraz tymi, którzy brylowali na salonach zarówno wówczas jak i dzisiaj? Oto wyzwanie stojące przez światem naukowym, tym większe, że grożące narażeniem się potężnym politycznym siłom nacisku pragnącym kształtować nieodległą historię wedle własnych interesów. Bo nie ma co marzyć o tym, by historia była obiektywna. Trzeba starać się, by jak najbardziej zbliżała się do obiektywizmu, a jest to w zakresie historii najnowszej niezwykle trudne.


Dariusz Magier
POWRÓT
 
© Dariusz Magier. Prawa autorskie zastrzeżone.
Pierwodruk: Muza lekkich obyczajów, "Myśl Polska na Podlasiu", nr 2/2003, s. 18.