A {color: #000000;} A:link {color: #000000; text-decoration:none} A:visited {color: #000000; text-decoration:none} A:hover {color: #000000; text-decoration:none; color:#FF0000}
KWADRYPTYK ORNITOLOGICZNY |
Bocian W ogrodzie zaprzyjaźnionej knajpy właściciele, na pobliskim drzewie, umieścili bocianie gniazdo i parę sztuczny ptaków stojących weń. W ogóle całe otoczenie świadczy, że lubią co nieco rustyki w swoim życiu. Przeboleję. Traf chciał, że chłodząc się pienistym, zimnym napojem w upalne popołudnie kątem oka przyuważyłem jakiś ruch przy gnieździe. Oto, obok pary ptasich modeli, wylądował prawdziwy przedstawiciel bocianiego rodu. Wylądował... i pozostał zajmując się zwykłymi dla bocianów czynnościami. Ot, jeszcze jedna ciekawa historyjka z życia flory, pomyślałem i zająłem się własnymi sprawami. Jednakże to dopiero połowa opowieści. Otóż, gdy zagaiłem do barmanki, że powiększył się im bociani inwentarz, odrzekła, że wie, bo ptak przyleciał już kilka dni temu, zadomowił się i zaczął nawet przerabiać gniazdo na swoją modłę. I wówczas ogarnęła mnie cała przeraźliwa prawda. Oto, biedne ptaszysko, skołowane atrapami postaci swego gatunku, zaadoptowało je najwidoczniej i postanowiło wieść z nimi dalszy żywot. Najprawdziwsza alegoria sztuczności egzystencji, jaką coraz częściej wybierają dziś również ludzie. Niechęć przed dojrzewaniem (umysłowym), usamodzielnianiem się, odpowiedzialnością, życie w rówieśniczych grupach, niezobowiązujących, partnerskich związkach, wirtualnych światach, których efektem są 30-40-letnie dzieci, licytujące się np. najnowszymi gadżetami technologicznymi, samochodami, sprzętem komputerowym, sportami ekstremalnymi. Znajoma pokazywała mi zdjęcie licznika samochodowego przekraczającego 230 km/h, które kolega (42-latek) przesłał na jej telefon komórkowy. Oczami wyobraźni widzę, jak rozgorączkowany dusi pedał gazu swego lexusa, by następnie celować okiem obiektywu aparatu telefonicznego za 3 tys. złotych w pomarańczowo podświetloną tablicę rozdzielczą, a potem szybko wysłać ememesa do wszystkich znajomych. Ucieczka od dorosłości. Można ludziom, można i bocianowi. Szkoda tylko, że małych bocianiątek z tego nie będzie. Bocian. Destrukcja Nie przypuszczałem, że ta historia będzie miała swoją kontynuację. Okazało się, że szczęśliwy „trójkąt” naszego ptasiora z parą sztucznych ptaków przetrwał niewiele ponad 4 miesiące. Siedząc z trójką przyjaciół na tarasie naszego ulubionego lokalu i sącząc pienisty napój patrzyliśmy na zrujnowane gniazdo. Oto jedna z udających bociana atrap była wyraźnie nadwerężona fizycznie, a druga - nienaturalnie wygięta - zwisała smętnie z gniazda. „Tak to jest związać się z plastikową dziewczyną” - powiedział jeden z mych towarzyszy, ale jakoś nie było nam do śmiechu. W zadumie spozieraliśmy na jeden z etapów procesu destrukcji gniazda. Nie ulegało wątpliwości, że w tym domu nie działo się najlepiej: związek nabrał wyraźnie toksycznego charakteru. Ta wypaczona (bo trójpodmiotowa) najmniejsza komórka ptasiej społeczności najwyraźniej była w rozkładzie. A głowa domu wciąż nie przybywała. Przyleciał już po zachodzie słońca. Jakoś niepewnie, bez energii, bez dawnej werwy i bez żaby w dziobie. Stanął w gnieździe, zaczął się rozpychać - niby to nie mając wystarczającego miejsca dla siebie - potem począł zadawać ciosy mocnym dziobem to jednemu, to drugiemu ptakowi. Zmrok zakrył gniazdo zasłoną nocy... Czegoś tam zabrakło. Czegoś, czego brakuje również tysiącom podobnych związków ludzkich, które po kilkunastu miesiącach wspólnego życia rozpadają się, bo stron nie łączy już nic poza kilkoma „fajnymi” wspomnieniami. Został skonsumowany zanim tak naprawdę zaistniał. Spalił się. Od początku był skazany na porażkę. Kryzysy przychodzą bowiem zawsze, o ile jednak związki zawarte w Bożym obliczu i zgodnie Bożym prawem mają szansę się im oprzeć, urzędowe czy prywatne umowy nie posiadają wystarczającej mocy jednoczącej. Wygoda, która leżała u ich źródeł - staje się również ich katem. Bocian. Upadek Koniec okazał się przewidywalny. Po dwóch tygodniach, gdy odwiedziłem lokal, gniazdo zastałem już puste. Nie było w nim ani plastikowych ani żywych bocianów. Zapewne ekscesy ptasiej rodzinki przekroczyły wytrzymałość właścicieli, którzy ruszyli do akcji. Zupełnie jak w słuchowisku „Kocham Pana, Panie Sułku” - gajowy Marucha zdenerwował się i wyrzucił bałaganiarzy z lasu. I my nie liczmy na pobłażliwość; na to, że nasze dobre na dziś wybory pójdą w zapomnienie. Na to, że jutro obudzimy się z czystym kontem życiowym i zaczniemy wszystko od początku. Na to, że dom (związek) zbudowany na piasku (wygodzie i chuci) przetrwa dłużej niż do pierwszego życiowego tornada, które niewątpliwie nadejdzie. A potem już tylko to co nastąpić musi. Zawsze bowiem jest ponad nami ów metaforyczny gajowy Marucha, „jest ktoś, kto wszystko lepiej wie” - jak pisał i śpiewał Jacek Musiatowicz. A’propos tego ostatniego, zapadła mi w głowie jedna sytuacja z jego udziałem: stolik w podłej knajpie, przy nim Jacek, ja i jeszcze jeden kolega, dziś znana postać związana z mediami. Rozmowa. Jej kontekst nagle porusza barda. „Nie wierzysz w Boga” - niedowierzająco pyta naszego towarzysza. Tamten odpowiada, że nie. „Bo jesteś głupi” - konstatuje Musiatowicz. Właśnie, a głupich, jak wiadomo, nie sieją. Prokreacja nie wymaga specjalnych uzdolnień. Bocian. Epilog I minęła jesień i zima roku następnego. Jakież było moje zadziwienie, gdy w połowie kwietnia na sztucznym gnieździe, przygotowanym ludzką ręką dla sztucznych bocianów przed rokiem, pewnego pogodnego popołudnia ujrzałem naszego znajomego ptaka „po przejściach”. Jak gdyby nigdy nic krzątał się po swoich starych śmieciach, przekładał gałązki, manipulował długim dziobem starając się nadać domostwu wygląd odpowiadający jakiemuś tam bocianiemu gustowi. Zrozumiałem, gdym spojrzał w górę i dostrzegł drugiego ptaka, cierpliwie kołującego nad gniazdem. Ożesz ty! - mruknąłem. A zatem błędne wybory nie są domeną człowieczą. Ptasi ród również uczy się na błędach i po szaleństwach młodości potrafi ustatkować się i powrócić do normalności. Do tradycji. Do tego co zdrowe, normalne, zwykłe, przynoszące zadowolenie. Do szczęścia. |
Dariusz Magier |
POWRÓT |
© Dariusz
Magier. Prawa autorskie zastrzeżone. Pierwodruk: „Kozirynek”, nr IV (Wiosna 2008), s. 12-13. |