OPOWIEŚCI Z KRYPTY
 
W przedpostępowych czasach istniało pojęcie honoru. Oznaczało ono, że jest grupa ludzi, którzy w codziennym postępowaniu odznaczają się pewnymi zasadami wyrosłymi z etosu rycerskiego. Tylko ludziom honoru podawało się rękę, bo gest ten, w przeciwieństwie do czasów obecnych, coś oznaczał. Dziś ludzie z zasadami są na wymarciu, poddawani są bowiem ostrej selekcji przez egalitarne społeczeństwo, które z nieskrywaną satysfakcją eksterminuje ostatnie relikty przeszłej epoki. Nawet porządni (wydawałoby się) ludzie przejmują więc zachowania społecznych dołów, kiedyś niszowe - dziś powszechne. Stąd zapewne mamy próby niszczenia adwersa-rzy poprzez ciosy w najbliższych, odpowiadania agresją fizyczną na krytykę. I to nie tylko w tzw. "brudnej" polityce. Na niwie literackiej i naukowej zupełnie zanikło np. zjawisko polemik, tak wspaniałych jeszcze przed ostatnią wojną światową i tak roz-wijających zarówno uczestniczących w nich jak i czytelników. Dziś nikt nie pisze już recenzji prac naukowych czy utworów literackich, jeśli mają mieć one wydźwięk krytyczny, gdyż oznaczałoby to narażenie się na namacalną agresję urażonych autorów. Pisze się więc tylko albo dobrze, albo wcale. Jak o zmarłych. W ten sposób z całą grozą objawia się nam prawda o współczesnym życiu intelektualnym. Ono umarło, jest na poziomie krypty. Ostatnie grupki, które próbują kultywować stare tradycje różnią się od reszty społeczeństwa jak nie przymierzając koń pociągowy od pegaza. Niby to samo, a jednak różnica jest kolosalna. Dlatego też nie zdziwiłem się wielce, gdy okazało się, że jakiś człek, któremu wydawało się, że to właśnie ja dotykam go swoją publicystyką, zrobił jedyną rzecz, na którą było go stać - poleciał ze skargą do mojego pracodawcy. Biedny szef, przez delikatność nie zdradził mi miana owego Życzliwego (lub zapomniał słysząc je po raz pierwszy), ale podej-rzewam, że wiem. I jeśli dobrze podejrzewam, to i tak przeceniałem go, gdyż dotąd wydawało mi się, że jest to osoba, która nie musi wyciągać nagana na przeciwnika z piórem.
Swoją drogą mentalność wyjątkowo niewolniczą musi mieć człowiek, który sądzi, że pracodawca, który kupuje ode mnie jedynie pracę, może interesować się tym, co robię na tzw. fajrancie. Jest pewna subtelna różnica między sprzedawaniem pracy a sprzedawaniem siebie. To drugie ma swoją nazwę.

Dariusz Magier
POWRÓT
 
© Dariusz Magier. Prawa autorskie zastrzeżone.
Pierwodruk: Opowieści z krypty, "Wspólnota Powiatowa" 2004, nr 12, s. 6.