PEŁNE ZANURZENIE
 
Jeden z kolegów stwierdził niedawno przy piwie, że nurzam się w konsumpcjonizmie. Zrazu uznałem to za dziwactwo, bo ani specjalnymi chęciami po temu, ani środkami niezbędnymi do odpowiedniego "nurzania się" nie dysponuję. Po kilku dniach przyszła jednak refleksja: może rzeczywiście coś jest na rzeczy. W sumie lokata kapitału zbytnio nie pęcznieje, dóbr tak nieruchomych jak i ruchomych nie przybywa, a wypływ gotówki postępuje nieustannie. No więc prześledziłem wydatki i... Matko! Wydaję kasę na bzdury, bez których można by się obejść! Prasa, książki, Internet, telefon, samochód, co tam jeszcze... płyty, kino, życie towarzyskie (z całą infrastrukturą). Bez tych wydatków można by sporo zaoszczędzić.
Chociaż z drugiej strony, co zrobić z zaoszczędzonymi pieniędzmi, skoro nie będę mógł wydać ich na prasę, książki, Internet, telefon, samochód... itd.
Czy konsumpcjonizm to wydawanie pieniędzy tylko na to co się lubi? Czy w takim razie gdybym kupował tylko płyty zespołu Sistars i "Tygodnik Powszechny" to nie byłby już konsumpcjonizm?
Może więc tylko rzeczy niezbędne? Ale to również pojęcie bardzo płynne, bo - dajmy na to - dla alkoholika niezbędny jest alkohol, dla narkomana - narkotyk, dla bibliofila - książka, urzędnika - łapówka, socjalisty - wysokie podatki, Danuty Huebner - Unia Europejska, prezydenta Busha - wojna z terroryzmem.
Pojęcie luksusu również zmienia się bardzo szybko. Nie jest już nim telewizor czy telefon, coraz rzadziej - samochód, niedługo może mieszkanie. Pamiętajmy jednak, że nie obowiązuje w tym względzie zasada determinacji, zawsze sytuacja może ulec degradacji i nim się spostrzeżemy, luksusem stanie się zwykła marchew - już nawet nie warzywo a (zgodnie z normami UE) owoc.
Przeto, póki możemy, nurzajmy się w naszym małym, niewinnym konsumpcjonizmie, oczywiście nie tracąc z horyzontu memento (a zwłaszcza) mori.

Dariusz Magier
POWRÓT
 
© Dariusz Magier. Prawa autorskie zastrzeżone.
Pierwodruk: Pełne zanurzenie, "Wspólnota Powiatowa" 2004, nr 7, s. 12.