A {color: #000000;} A:link {color: #000000; text-decoration:none} A:visited {color: #000000; text-decoration:none} A:hover {color: #000000; text-decoration:none; color:#FF0000}
ŻURAW W (CUDZYM) PORTFELU |
Ostatnio
czytelników WP najbardziej porusza sprawa majątków i
zarobków urzędników samorządowych i radnych.
Aczkolwiek mnie osobiście brazylijski serial pt. "Oświadczenia
majątkowe" w ogóle nie fascynuje, potrafię jednak
zrozumieć ludzi ledwie zipiących pod jarzmem
państwowego fiskalizmu, którzy w gazecie przeczytają o
dziesiątkach i setkach tysięcy (cóż, że w skali roku)
płynących do kie-szeni osób wybranych ich (lub, co
gorsza, nie ich) głosami. Stąd te liczne telefony do
redakcji, wśród których są zarówno zbulwersowani
wysokością pensji i diet czytelnicy, jak sami
zainteresowani wyjaśniający, że podane zarobki
stanowią dochód brutto, od którego muszą jeszcze
płacić podatek. Nie można pominąć chłodnych
głosów rozsądku przypominających, że liczby podawane
w oświadczeniach, to nie są jeszcze rzeczywiste kwoty,
jakie kosztuje nas tzw. samorząd, lecz ich fragment, do
którego należy doliczyć ZUS i inne obciążenia. Uspokajając samorządowców, że w żadnym razie nie jest to atak na nich, podzielę się garścią własnych na ten temat refleksji. Na początek pytanie: dlaczego w starożytnych Atenach, kolebce demokracji, formuła samorządności bezpośredniej obejmowała jedynie ludzi wolnych? Ano między innymi dlatego, że tylko oni mogli pozwolić sobie na "bezproduktywne posiaduchy", które odrywały ich od pracy w swych majątkach, gospodarstwach czy warsztatach. W II RP, podobnie, radni nie pobierali pensji za udział w posiedzeniach, stąd siłą rzeczy zostawali nimi ludzie, którzy bez uszczerbku dla budżetu domowego mogli pozwolić sobie na utratę dniówki. I jest to dla mnie pewna prawidłowość, która powinna stanowić sine qua non samorządu. Chcesz wziąć na swoje barki ciężar uczestnictwa w samorządowych organach kolegialnych - licz się z tym, że będzie to praca społeczna, a nie sposób na posadę w kraju 20%-owego bezrobocia. Współuczestnictwo w procesie decyzyjnym i tak stawia samorządowców w pozycji uprzywilejowanej względem reszty społe-czeństwa. Ja wiem, że to nie ich wina, że nie można zrzec się diety, a urzędnik nie może zarabiać mniej niż to przewiduje prawo. Cóż kiedy prawo... Głupie prawo, lecz prawo - mówili starożytni. Racja, ale takie a nie inne prawo ludzkie nie jest nam dane na wieki. Może ktoś kiedyś odważy się je zmienić? Cóż kiedy po dojściu do władzy automatycznie zmienia się podejście do zagadnienia. Może więc trochę konsekwencji. Czego i państwu na te ostatnie dni sezonu ogórkowego życzę. |
Dariusz Magier |
POWRÓT |
© Dariusz Magier. Prawa autorskie zastrzeżone. |