Ateistyczna szkoła wyznaniowa

Niepozorna objętościowo książeczka Mieczysława Ryby pt. „Szkoła w okowach ideologii”, z podtytułem „Szkolna propaganda komunistyczna w latach 1944-1956”, niesie ogromny ładunek informacji na temat ideologicznej działalności polskiej oświaty w tym okresie sprawowania władzy przez komunistów w Polsce, który nazywamy stalinizmem. Czy jest to pozycja pionierska? Otwierająca nowe, zaklęte dotychczas, rewiry dziejów Polski? Nowatorska w swym spojrzeniu na istotę przemian, jakim poddano szkolnictwo, by przekształcić je w mutację marksistowsko-leninowską, zrealizowaną metodami praktyki stalinowskiej? Nie. Od czasu upadku (przynajmniej oficjalnego) metodologii materializmu historycznego (metodologii marksistowskiej), pojawiło się już bowiem przynajmniej kilka prac, które poruszają to zagadnienie, by wymienić chociażby takie tytuły jak: K. Kosiński O nową mentalność. Życie codzienne w szkołach 1945-1956 (Warszawa 2000), D. Magier, „Istota przemian oświatowych w Polsce w latach 1944-1961”, [w] Wojsko i kultura w dziejach Polski i Europy. Księga jubileuszowa profesora Piotra Matusaka w 65 rocznicę urodzin, pod red. Rafała Dmowskiego, Jana Gmitruka, Grażyny Korneć i W. Włodarkiewicza (Warszawa-Siedlce 2006), Oblicze ideologiczne szkoły polskiej 1944-1955 pod red. Edwarda Walewandera (Lublin 2002), L. Szuba Polityka oświatowa państwa polskiego w latach 1944-1956 (Lublin 1999).
Czy oznacza to jednak wtórność pracy Ryby, a tym samym świadczy, że jest niepotrzebna? Na pewno nie. Książka lubelskiego historyka stanowi doskonałą syntezę zagadnienia zarysowanego w tytule, którego – jako odrębnej całości – nikt dotychczas jeszcze się nie podjął. Jak sam autor zauważa, jakkolwiek ostatnio więcej dowiadujemy się o metodach sprawowania władzy przez totalitarne rządy, nie przedstawiono jeszcze szkoły jako metody sprawowania władzy i szkoły jako prawdziwie socrealistycznego kombinatu produkującego człowieka sowieckiego. To tam „dokonywały się nade wszystko zmagania o rząd dusz w kraju” (s. 5), które miały przynieść zagładę lub zwycięstwo polskiej tradycji, a zatem polskiej tożsamości narodowej.
Główna linia frontu od 1947 roku, czyli od sfałszowanych przez komunistów wyborów do Sejmu Ustawodawczego, dzieliła w tej wojnie dwie przeciwstawne siły – komunistycznych namiestników Moskwy wraz z siłami przymusu i rozlicznymi strukturami polityczno-społeczno-gospodarczo-kulturalnymi oraz Kościół katolicki, który jako jedyny mógł przeciwstawić komunistom „kompletnie alternatywną [...] wizję świata, przez co uznany był za wroga śmiertelnego” (s. 5).
Motywy swojego zainteresowania szkołą autor wyjaśnia następująco: „Książka niniejsza podejmuje problematykę ideologii na gruncie szkolnym, a więc w miejscu, gdzie [...] kształtowały się poglądy i charaktery młodego pokolenia. Tak komuniści, jak i Kościół przykładali do wychowania szkolnego znaczenie fundamentalne. Zbadanie zatem walki, jaka toczyła się na tym gruncie, wydaje się niezwykle ważne” (s. 5).
Nie dziwi także zajęcie się szczególnie regionem lubelskim, gdzie kładziono podwaliny Polski Ludowej i który to teren stał się swoistym poligonem doświadczalnym dla wszystkich późniejszych eksperymentów komunizmu w realizowaniu powszechnej rewolucji na każdej z ówczesnych dziedzin życia. Ale nie tylko, ważny może być tu również fakt, że już przed wojną lubelskie nauczycielstwo określano jako „czerwone”. Właśnie kadrowanie ideologii Związku Nauczycielstwa Polskiego (przede wszystkim poprzez treści zamieszczane w jego naczelnym periodyku – „Głos Nauczycielski”) uczynił Ryba sposobem na zanalizowanie przekonań świata nauczycielskiego w latach 1944-1956.
Punktem wyjścia czyni warunki międzywojenne i oblicze ideowe nauczycieli skupionych w ZNP, w którym już wówczas dało się zaobserwować ciągoty lewicowe, związane jednak raczej z ideałami pozytywistycznymi niźli jadem sączącym się zza wschodniej granicy państwa. Aczkolwiek wiele może dawać do myślenia również afera wokół pisma ZNP „Płomyczek”, na którego łamach w marcu 1936 roku opublikowano cykl artykułów zachwalających sowiecki system szkolny.
Już wówczas także główną osią konfliktu była sprawa religii w szkołach i fakt silnego oddziaływania Kościoła na wychowanie w szkole. Te post-pozytywistyczne ciągoty zauważał bp Ignacy Tokarczuk, którego słowa Ryba przytacza: „Ciążyło na tej [...] inteligencji dziedzictwo filozofii dziewiętnastowiecznej”, dziedzictwo, które narażało go na drwiny ze strony „synów postępu”, gdy widzieli go pogrążonego w modlitwie [10, 26]. Autor „Szkoły w okowach ideologii” nie kryje, że „pozwoliło to [...] wejść stosunkowo gładko wielu przedwojennym działaczom ZNP w układ powojenny z władzą komunistyczną” (s. 26). Zrazu mogli ujrzeć w jej programie możliwość realizacji swoich postępowych przekonań, zanim czerwona obroża nie zacisnęła się na ich szyjach zmuszając do poniżającego udziału w spektaklu ideologicznym lub na trwałe odsuwając od szkolnictwa [7, 280].
Niemal trzy lata zajęło komunistom całkowite zduszenie opozycji politycznej, co dopiero dało władzom szkolnym sygnał do ofensywy ideologicznej. PPR, która wcześniej próbowała stawiać siebie w roli tytułowej Siłaczki ze znanej lektury szkolnej, mecenasa masowej kultury i sztuki, jedynego spadkobiercy Komisji Edukacji Narodowej, po wyborach w 1947 roku, gdy poczuła się pewniej, natychmiast zmieniła swą politykę. W lutym tego roku Wydział Oświatowy PPR przystąpił do prac mających na celu całkowitą sowietyzację szkolnictwa w Polsce. Polegały one na opracowaniu i rozesłaniu do szkół pakietu aktualnych zagadnień ideologicznych, które miały znaleźć się w programach zajęć. Miejsca dawnych bohaterów narodowych zajęli w nich Bolesław Bierut, Władysław Gomółka, Marian Spychalski i Józef Cyrankiewicz. Kolejnym krokiem były czystki personalne w administracji szkolnej i wśród nauczycielstwa. Zwolniono z pracy ponad 500 peeselowców z nadzoru szkolnego, dokonano rewizji podręczników i zestawu lektur. Po odsunięciu grupy działaczy Polskiego Stronnictwa Ludowego z władz oświatowych reprezentujący partię komunistyczną Eustachy Kuroczko mógł wyraziście wyartykułować, że „mit apolitycznej szkoły i nauczyciela przechodzi do lamusa, jak sporo już przeszło tam mitów w nowej naszej rzeczywistości” (s. 47) [3, 199], a najbliższe zadania ZNP to: „umacniać fundamenty Polski Ludowej”, „walczyć z siłami reakcji”, „walczyć z oczekiwaniem powrotu minionych czasów”, „walczyć z kołtuństwem i zacofaniem” (s. 48) [3, 199-201]. Przyznać trzeba, że realizacja zadań wyznaczonych przez komunistów dla ZNP, przetrwała żywot samych zleceniodawców.
Wydaje się, że wszystkie dotychczasowe rozważania prowadzi Ryba w określonym celu: aby móc zaprezentować swoje idee fixe dotyczące zmagań szkolnych o duszę młodego pokolenia Polaków w okresie stalinizmu – myśl, która skłania się ku tezie, że komunizm to nic innego jak quasi-religia. Odtąd autor „Szkoły w okowach ideologii” prezentuje argumenty potwierdzające tą tezę.
Idea takiej prezentacji komunizmu nie jest nowa, już w okresie międzywojennym jezuita Jan Urban wskazywał na podobieństwa cech socjalizmu i religii [11, 5]. Jacek Bartyzel przypomni dodatkowo bliskie temu teorie o komunizmie jako zsekularyzowanej gnozie [1].
Mieczysław Ryba jedynie przenosi tę ideę na teren szkoły, co sprawia, że... dopiero teraz pewne ówczesne aspekty poczynań ideologów w salach szkolnych zaczynamy widzieć w pełnym świetle. I zaczynamy rozumieć, że rewolucja w oświacie nie oznaczała li tylko przymusowej ateizacji i kolektywizacji myśli oraz zwalczania wpływu Kościoła na terenie placówek oświatowych. Oznaczała próbę akumulacji w szkołach kontr-religii, owej komunistycznej quasi-religii, małpowania wiary rzymsko-katolickiej, by zająć jej miejsce nie uszczuplając nic z szafarzu i zewnętrznych atrybutów religijnych, do których (a nie do sedna wiary) – jak sądzono – przede wszystkim są ludzie przyzwyczajeni.
Podczas zjazdu delegatów ZNP w maju 1948 roku Władysław Bieńkowski, odpowiedzialny w Sekretariacie PPR za oświatę, w posłaniu do nauczycieli przekonywał: „Wasze zadanie – to przeobrażenie wewnętrzne i ideologiczne naszej młodzieży, to szerzenie ewangelii, która nazywa się twórczą pracą” (s. 53) [4]. Słowo „ewangelia” pada tu nieprzypadkowo, „dla szerzenia nowej «ewangelii» potrzebne było wyszkolenie ewangelizatorów” – zauważa Ryba odwołując się do faktu organizowania intensywnych ideologicznych kursów wakacyjnych dla nauczycieli. Na zebraniu kandydatów na wykładowców doktryn polityczno-społecznych jeden z prelegentów dowodził, że droga do zwycięstwa wiedzie przez „łamanie dotychczasowych kadr i zdobywanie nowych” [7, 282].
Głosy o końcu złudzeń szły również ze strony Zarządu Głównego ZNP, całkowicie zdominowanego już przez komunistów. Zygmunt Mysłakowski przekonywał, że „nie ma apolityczności, to są złudzenia. Wszystkie dzieła sztuki są nabite ładunkiem socjologicznym i politycznym. Izolowanie się więc od spraw politycznych, partyjnych są niewskazane, niebezpieczne i szkodliwe” (s. 55). Upolitycznianie szkoły miało zaś oznaczać poddanie wychowania idei „służby narodowi i demokracji”, związanie kultury polskiej z kulturą Związku Sowieckiego, rozwijanie w szkołach działalności parakomunistycznych organizacji ideowych, charakteryzujących się „romantyzmem czynu, romantyzmem nowych czasów i nowej twórczej pracy” [6, 11].
Zagadnienia organizacji młodzieżowych, które dotyczy tu zwłaszcza Związku Młodzieży Polskiej (ale nie tylko, by wymienić chociażby komunistyczny ruch harcerski, tzw. walterowców, nieprzypadkowo kojarzony z Jackiem Kuroniem, który go organizował, skierowany do dzieci prominentów stalinowskich, zwłaszcza o przedwojennych korzeniach kapepewskich, czyli typowej „żydokomuny” według znanego polskiego stereotypu), nie porusza Ryba w ogóle, aczkolwiek wydaje się, że jak najbardziej pasuje ono do jego tezy o komunizmie w szkole jako kontr-religii. ZMP, który już w ciągu kilku pierwszych powojennych lat istnienia za sprawą odgórnie narzucanych decyzji zmonopolizował środowisko związków młodzieżowych, w 1949 r. zrzeszał około 1 mln członków i wkrótce stał się w szkołach instrumentem presji na nauczycieli i młodzież. W wizualizacji komunistycznej quasi-religii przedstawiciele ZMP mogliby stanowić owych czerwonych ministrantów, asystujących swym marksistowsko-leninowskim kapłanom. Zetempowcy byli tubą propagandową komunistów w środowiskach młodzieżowych, propagatorem zmian ustrojowych, czynów, współzawodnictwa pracy, nawet stróżem moralności zgodnej z wzorcem socjalistycznego purytanizmu w stosunkach intymnych [7, 248-249].
Wymienia natomiast autor „Szkoły w okowach ideologii” inne, kolejne wyznaczniki komunistycznej niby-religii. „Gdybyśmy zatem porównali starcie komunizmu z katolicyzmem do wymiaru religijnego – zauważa – to trzeba by skonstatować, że po stronie komunistów występowało coś w rodzaju sekty polityczno-religijnej, która chciała narzucić swoje zredukowane widzenie rzeczywistości wszystkim obywatelom. Biorąc to pod uwagę należałoby uznać za niewystarczającą argumentację historyków, widzących w działaniach komunistów cele tylko polityczne [...]. Oprócz celów politycznych widać zdecydowanie cele religijne. Ideologia marksistowska miała bowiem [...] obejmować wszystkie dziedziny kultury i każdy wymiar życia ludzkiego. Lansowanie zaś «materialistycznego światopoglądu naukowego» przypominało raczej rodzaj wojny religijnej, a w żadnej mierze swobodną dyskusję społeczną czy naukową” (s. 58). Odnośnie szkoły zaś, „chodziło o przejęcie rządu dusz w myśl ideologii komunistycznej. Wszystkie placówki wychowawcze miały stać się terenem zmagań o «duszę dzieci»” (s. 59).
Mieczysław Ryba nie przesadza. Możemy również wskazać liczne elementy tej, wręcz religijnej, retoryki, owe odniesienia do nowej „ewangelii czynu”, świętego pisma w postaci „Krótkiego kursu WKP(b)” autorstwa proroka tamtych czasów, Stalina. A może nawet boga, bo czyż coś innego może przyjść nam do głowy, gdy będziemy odczytywać po kolei owych 336 tytułów, którymi określano w polskiej prasie w latach 1944-1956 przywódcę świata komunistycznego, wyszukanych i skrupulatnie wypisanych kolejno przez Roberta Kupieckiego? Zacytujmy bardzo wybiórczo:
„[...]
Budowniczy nowego świata,
Budowniczy sił zbrojnych państwa radzieckiego,
Budowniczy socjalistycznej kultury,
Budowniczy socjalistycznej sztuki,
[...]
Człowiek bezgranicznie drogi wszystkim,
Człowiek bliski i drogi wszystkim prostym ludziom,
Człowiek drogi nam i bliski,
[...]
Człowiek o darze naukowego przewidywania,
Człowiek o niezachwianej woli,
Człowiek o niezwykłej pamięci,
Człowiek praktyki,
Krzewiciel ludzkiej dobroci i szlachetności,
Największy człowiek naszej epoki,
Pierwszy obywatel ludzkości,
Potężny, twórczy, promienny człowiek,
Syn prostego ludu,
Świetlana postać,
[...]
Głos historii, która jest naszym dziełem,
Głos historii ludzkości,
Głos prawdy,
Inżynier naszych marzeń,
Jutrzenka nowej ery [...]” [2, 240-250].

I tak dalej, i tak dalej. Czyż nie przypomina to typowej litanii z polskich nabożeństw katolickich, co to tylko usłyszeć, przyklęknąć i machinalnie powtarzać „módl się za nami”?
Czy było to efektem zamierzonym, bo na szczytach władzy komunistycznej zdawano sobie sprawę, że z religią wygrać może tylko inna religia? Wydaje się, że raczej sama istota komunizmu, który powstał do walki z Bogiem i jego Dziełem. A jako taki musiał przybrać ów szatański charakter „małpy Pana Boga”, jak to nazywał Mikołaj Bierdiajew. Urban zauważy, że „socjalizm jest religią mimo tylokrotnie powtarzanych zapewnień, że zagadnienia religijne są mu obce, on jest – powiedzmy – religią na wspak, religią odwróconą niby surdut do góry podszewką, religią bez Boga, materialistyczną, bądź co bądź jest jakąś religią” [11, 5].
Ryba zdaje się również potwierdzać to zdanie pisząc: „Konflikt z Kościołem w tym widzeniu oświaty był po prostu nieunikniony. [...] Z punktu widzenia marksistowskiego bowiem polityczne było już samo nauczanie religii katolickiej, w swojej istocie konkurencyjnej wobec «religii marksistowskiej»” i powołując się na badania Zofii Zdybickiej, twierdzącej, że dla marksistów bóg jest tworem człowieka, człowiek najwyższą wartością, a religia to forma alienacji, dehumanizacji człowieka: „Ateizm i wyzwolenie od religii jest drogą do pełnego dowartościowania człowieka, pełnej samodzielności i szczęścia. Człowiek albo Bóg, Bóg albo człowiek – to są podstawowe wartości konkurencyjne, z których trzeba wybrać jedną” [12, 181). To już jednak nic innego jak „duch Antychrysta”, próba czynienia dzieła nie w imię Boga (Chrystusa), ale samego siebie. Jak zauważy o. Aleksander Posacki SJ: „humanizm Antychrysta, choć okryty „wspaniałą szatą dobra”, nie jest miłością człowieka. Podobnie jak jego religijność jest drogą do negacji osoby ludzkiej i zatraty życia wiecznego” [8, 124). W tym sensie komunizm rzeczywiście staje się satanistycznym i antykulturalnym nihilizmem [1].
Nowa religia (marksizm-leninizm), jej boska trójca (Marks, Lenin, Stalin), jej biskup (Bierut), jej kapłani (członkowie PPR/PZPR), jej ministranci (ZMP, walterowcy), jej „natchnione pisma święte” (lektury, na które powołują się komuniści) i, wreszcie, katecheci nowej religii – nauczyciele. To dlatego, wyjaśnia Ryba, „szukano do szkół nie tyle fachowców z różnych dziedzin, co katechetów komunizmu, którzy sami wierzyli w «słuszność drogi socjalizmu»” (s. 62). A do tego wszystkiego nowy człowiek stworzony przez komunistyczne bóstwo, co oddawano w swoistej modlitwie: „O, Wielki Stalinie, Wodzu Ludów, Ty, który powołałeś do życia człowieka...!”, cytowanej za przedwojenną „Prawdą” na akademiach z okazji 70 rocznicy urodzin Stalina w1949 roku.
I jeszcze jeden element quasi-religijny komunistycznej szkoły, na który zwraca uwagę Mieczysław Ryba. Przypominając zarządzenie Ministerstwa Oświaty z 1954 roku wprowadzające tzw. apele szkolne, które – jak zapisano w instrukcji – należało „traktować jako oderwanie uczniów od przesądów i bigoterii, przy równoczesnym skupieniu się na «środkach świeckiego wychowania», z zastosowaniem zabiegów pedagogicznych w duchu antyklerykalnym i antyfideistycznym” (Szuba, s. 206), stwierdza, że był to krok do zastąpienia w zamyśle pedagogów komunistycznych dawną modlitwę odmawianą przed lekcjami szkolnymi (s. 101). Cytuje też protokół jednej z narad w Ministerstwie Oświaty z września 1954 roku: „Główna uwaga dyskutantów skupiła się wokół zarządzenia o wprowadzeniu w szkołach apeli (zastępujących dotychczasowy, przestarzały, średniowieczny sposób rozpoczynania pracy szkolnej modlitwą). Apele w zamierzeniach mają przeciwstawić się próbom wroga, który chce zahamować rozwój świadomości ideologicznej w szkołach, zmierzający konsekwentnie do stworzenia szkoły socjalistycznej” [9, 208].
Razi nieco w pracy Mieczysława Ryby urawniłowka szkolnictwa, choć wydaje się, że dopiero podział na poszczególne typy szkół (podstawowe, średnie ogólnokształcące, zawodowe, wyższe), przeanalizowanie sposobów ideologizacji każdej z nich, dałoby następnie możliwość do korzystnej syntezy. Nie rodzi bowiem wątpliwości, że religia komunizmu inaczej była wszczepiana do głów w przedszkolach i szkołach powszechnych (to wszak ci najmłodsi mieli być nadzieją na nowego człowieka, ludzi, którzy pamiętali życie w II RP, uważano za skażonych wychowaniem burżuazyjnym) [5, 563], a inaczej dla młodzieży szkolnej, studenckiej czy w oświacie dorosłych. Być może kilkanaście słów o zmieniającej się jak w kalejdoskopie organizacji szkolnictwa w pierwszych latach po drugiej wojnie światowej również nieco bardziej pozwoliłoby Czytelnikowi umiejscowić rozważania autora na mapie konkretnych struktur szkolnych.
Niemniej książka „Szkoła w okowach ideologii” to bardzo dobrze napisana i udokumentowana praca na temat istoty komunistycznych przekształceń ideowych na ciele organizacji oświaty i programów szkolnych w latach 1944-1956. To książka obrazująca drogę destrukcji bardzo ważnego i poważanego społecznie zawodu nauczyciela, jakim był on do 1944 roku, do pozycji podrzędnej jakości katechety komunizmu w Polsce Ludowej. Jest to też ważny głos w dyskusji, która zapewne prowadzona będzie jeszcze długo w świecie historyków idei, czym komunizm w rzeczywistości był. Mieczysław Ryba nie ma w tym względzie wątpliwości, a potwierdziły to efekty jego badań nad zagadnieniem szkolnictwa w PRL-u – był antykatolicką kontr-religią z całym bagażem quasi-religijnych imponderabiliów.
Muszę przyznać, że ten mały skrypcik Ryby mnie do tej tezy przekonał.

Bibliografia:
J. Bartyzel, Komunizm, http://haggard.w.interia.pl/komunizm.html (19 IV 2007).
1. R.Kupiecki, „Natchnienie Milionów”. Kult Józefa Stalina w Polsce 1944-1956, Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne, Warszawa 1993.
2. E. Kuroczko, Rozważania przedzjazdowe, „Głos Nauczycielski”, nr 13/1947.
3. S. Mach, Zjazdy delegatów ZNP w Polsce Ludowej, Warszawa 1985.
4. D. Magier, Istota przemian oświatowych w Polsce w latach 1944-1961, [w] Wojsko i kultura w dziejach Polski i Europy. Księga jubileuszowa profesora Piotra Matusaka w 65 rocznicę urodzin, red. R. Dmowskiego, J. Gmitruka, G. Korneć i W. Włodarkiewicza, Warszawa-Siedlce 2006.
5. S. Mauersberg, Reforma szkolnictwa w latach 1945-1948, „Mówią Wieki”, nr 8/1974.
6. A. Paczkowski, Pół wieku dziejów Polski 1939-1989, Warszawa 1996.
7. o. A. Posacki SJ, Współczesny „duch Antychrysta” czyli zabójstwo osoby, „Fronda”, nr 40, s. 112-125.
8. L. Szuba, Polityka oświatowa państwa polskiego w latach 1944-1956, Lublin 2002.
9. bp I. Tokarczuk, Od Zbaraża do Przemyśla, Marki 1998.
10. o. J. Urban, Socjalizm jako religia, „Przegląd Powszechny”, t. 151, 1921, s. 5-17.
11. Z. Zdybicka, Człowiek zbawcą człowieka? Uwagi o marksistowskiej teorii religii, [w] Wobec filozofii marksistowskiej. Polskie doświadczenia, red. A. B. Stępień, Lublin 1999.

Dariusz Magier
POWRÓT
 
© Dariusz Magier. Prawa autorskie zastrzeżone.
Pierwodruk: Ateistyczna szkoła wyznaniowa, „Najwyższy czas”, nr 17-18/2007