1.
Symbole to archetypy kultury, podstawowe dane o stanie
ducha danej grupy ludzkiej, kondycji cywilizacyjnej.
Niosą ze sobą ładunek emocjonalny i informację. Bez
bliższych wyjaśnień umiejscawiają reprezentantów
danego symbolu w świadomości społecznej, nierzadko
przekraczającej ramy państw czy kontynentów. Bo czyż
potrzeba dodatkowych jeszcze informacji w przypadku
posłużenia się krzyżem, gwiazdą Dawida,
półksiężycem, swastyką czy sierpem i młotem?
Symbole stają się ikonami, znakami kulturowymi,
herbami, które pierwotnie pozwalały rycerstwu w
bitewnym zamęcie odróżnić swoich od obcych, a
współcześnie skupiają (i odróżniają wśród masy
ludzkiej) osoby podobnie myślące, czujące i
odbierające świat. Nierzadko potrafią oddać większą
prawdę o danym zjawisku, niż wielostronicowe
opracowania.
2.
Funkcjonuje w metodologii badań nad ruchem ludowym
pewien PRL-owski paradygmat, który zawsze budził mój
sprzeciw. I budzi nadal, ponieważ pomimo cezury roku
1989 trwa w najlepsze, o czym przekonałem się
próbując powalczyć z nim na łamach PAN-owskich
„Dziejów Najnowszych”. Niestety, traktująca o tym
praca („Zjednoczenie Lewicy Chłopskiej „Samopomoc”
w opinii władz państwowych II Rzeczypospolitej”) nie
przebiła się przez cenzurę redakcyjną (zostanie
opublikowana w 7 numerze pisma społeczno-historycznego
„Glaukopis”). Chodzi mianowicie o zagadnienie tzw.
„radykalnych partii chłopskich”, które pojawiły
się w Polsce w okresie międzywojennym. Otóż studia
nad zagadnieniem „radykalnych partii chłopskich”
uparcie włącza się w zakres badań nad ruchem ludowym.
Tym samym nadal pełną aktualnością metodologiczną
mogą cieszyć się prace powstałe w okresie
obowiązywania materializmu historycznego, by wymienić
tylko takie spośród nich jak „Zjednoczenie Lewicy
Chłopskiej «Samopomoc» 1928-1931” Henryka Cimka
(Lublin 1973), „Rozwój organizacyjny Niezależnej
Partii Chłopskiej i Zjednoczenia Lewicy Chłopskiej
«Samopomoc»” Henryka Słabka („Roczniki Dziejów
Ruchu Ludowego” nr 6/1964) czy „Kształtowanie się
lewicy w ruchu ludowym w latach 1924-1931” Benona
Dymka, („70 lat ruchu ludowego. Materiały z sesji
naukowej zorganizowanej przez Zakład Historii Ruchu
Ludowego przy NK ZSL 22-24 XI 1965 r.”, Warszawa 1967).
A przecież powstawały one w okresie, kiedy
historiografia, niczym za panią matką, podążała
drogą marksistowskiej metodologii, zaś Lenin, pierwszy
z wielkich XX-wiecznych zbrodniarzy, dowodził, że „w
społeczeństwie opartym na walce klasowej nie ma miejsca
dla «bezstronnej» nauki” (6,1). Tym samym opracowania
te tworzone były nie tyle przez historyków (albo nie
tylko przez historyków), ale przez
historyków-aparatczyków. Alain Besançon tą
marksistowsko-leninowską doktrynę wytłumaczy we
właściwej sobie stylistyce: „[W komunizmie] uczony
jest działaczem, ponieważ uczony i działacz jest
uczonym z tej racji, że jest działaczem” (2,55).
3.
Lata 1918-1920 przyniosły zwolennikom komunizmu
dotkliwą porażkę. Oto zapowiadany przez projektantów
nurtu moment urzeczywistnienia rewolucji socjalnej, do
którego przyczynić się miał w Europie chaos związany
z przebiegiem i skutkami wojny światowej – nie
nastąpił. W Polsce dodatkowo boleśnie dotknęła ich
porażka bolszewickiego najazdu, w trakcie której
zdradziecko zwrócili się przeciwko własnemu państwu i
rodakom wspierając sowieckiego agresora. Kolaboracja z
Sowietami podczas wojny polsko-bolszewickiej zdecydowała
o losie Komunistycznej Partii Robotniczej Polski
(późniejszej Komunistycznej Partii Polski) i innych
komunizujących ruchów w Drugiej Rzeczypospolitej.
Przylgnęło do nich piętno zdrady, a sami
przedstawiciele tej ideologii definitywnie
skompromitowali się w oczach narodu. W efekcie przez
cały okres międzywojenny skupiali się wokół
nielegalnego stronnictwa politycznego stanowiącego de
facto agenturę Związku Sowieckiego i przezeń
utrzymywanego.
4.
Fakt ten zmusił centralę ruchu komunistycznego w
Moskwie do przewartościowań w zakresie dotychczasowej
działalności. Oto bowiem okazało się mrzonką
przekonanie, iż rewolucję może wzniecić (i wygrać)
sama tylko „klasa robotnicza”. Nieliczna w słabo
uprzemysłowionej Europie środkowo-wschodniej, a w
dodatku zbyt mocno przesiąknięta ideą narodową i
niepodległościową, nie była w stanie unieść
ciężaru rewolucji. Od sierpnia 1920 r., w momencie
krachu innej możliwości – zaprowadzenia komunizmu
drogą bolszewickiej ekspansji, stało się jasne, że
„klasę robotniczą” ktoś musi w tej nierównej
walce z „kapitałem” wspomóc. Tylko w ten sposób
można było marzyć o przejęciu władzy i zamianie
ustroju na „dyktaturę proletariatu”, czyli totalne
rządy partii komunistycznej jako tegoż
„proletariatu” uosobienie.
Już w 1920 r. podczas II Kongresu Międzynarodówki
Komunistycznej Lenin wysunął hasło „sojuszu
robotniczo-chłopskiego” (5,1), który zaklęty w
symbolice przetrwa w godle Sowietów do lat 90. XX w.
Znany z czołówki Mosfilmu motyw „robotnika i
kołchoźnicy” stanie się nowym archetypem,
komunistycznymi Adamem i Ewą, pierwszymi rodzicami
nowego człowieka, który narodzi się z tego związku,
zaludni ogromne obszary nowego raju i będzie go sobie
czynił poddanym – człowieka sowieckiego. Nowym
bogiem, kreatorem tych istot będzie zaś władza
sowiecka uosabiana przez kremlowskiego genseka. Natomiast
rolę węża-szatana, który kusił w biblijnym Edenie,
zajmie tu Hegel oraz intelektualiści-zombi zniewoleni
jego „ukąszeniem” i pospołu kąsający wszystkich
dokoła. Zew wodza rewolucji przekują w czyn
komunistyczni programiści, których wysiłkiem
pojawiają się wkrótce rewolucyjne programy agrarne.
Pozostanie tylko przenieść je na grunt chłopski, gdzie
ma się akumulować do momentu zwerbowania tej części
społeczności do szeregów armii walczącej pod
czerwonym sztandarem. Tak jak w ojczyźnie proletariatu,
gdzie godło nań czekać będzie gotowe od punktu 0,
czyli roku 1917. Namacalnym wyrazem sojuszu będzie zaś
tchnięcie życia w nową kreaturę sowieckiego doktora
Frankensteina – Międzynarodową Radę Chłopską,
którą oficjalnie powołał do istnienia Międzynarodowy
Kongres Chłopski zorganizowany przez Sowiety w Moskwie w
dniach 10-16 października 1923 r.
5.
Otwarcie tamy dla komunistycznej fali mającej zalać
polską wieś symbolizuje sama zmiana nazwy kompartii w
1925 r. Odnowiona, już nie tylko „robotnicza”, ale
wręcz ogólnospołeczna, partia komunistyczna daje
dyskretny znak, że jej nowi członkowie chłopskiego
pochodzenia staną się w niej równoprawnym partnerem
„proletariatu”, z czasem wygospodarowując też
skrawek miejsca dla – dziwacznej lingwistycznie –
„inteligencji pracującej”. Oczywiście nigdy to nie
miało nastąpić, co pokazało zarówno funkcjonowanie
nielegalnej struktury w okresie międzywojennym, jak i
socjalizm realizowany w praktyce w Polsce po 1944 r.,
kiedy to partia ludowa (Zjednoczone Stronnictwo Ludowe)
nadal była jedynie gorszą kompartią dla ludności
wiejskiej, koncesjonowaną przez komunistów. Ze strony
polskiej sekcji Kominternu, którą stanowiła KPP, była
to li tylko czystej wody socjotechnika.
6.
Ruszyła zatem na biedną polską prowincję armia
tubylczych agitatorów opłacanych przez sowiecki „lud
pracujący miast i wsi”, w znoju kładący podwaliny
pod państwo, które pół wieku z okładem później
prezydent USA określi trafnym mianem Imperium Zła.
„Nikt nie miał nad nami litości/ My także jej mieć
nie będziemy./ Nikt nie chciał nam ziemi dać –
naszej własności,/ My sami co nasze weźmiemy” –
śpiewali kusicielsko głodnemu ziemi polskiemu,
białoruskiemu i ukraińskiemu chłopu refren tzw.
„Pieśni Oraczy”, zakazanej przez władze (jako
wywrotowa), lansowanej jako hymn rewolucyjnej wsi
(1,102).
7.
W tym samym czasie na szczytach konspiracyjnej drabiny
kominternowskiej „sekcji polskiej” trwała walka z
wewnętrzną opozycją, negującą potrzebę i sens
utrzymywania osobnej struktury organizacyjnej dla
rewolucyjnej ludności chłopskiej (4,13). Walka
zwycięska, czego dowodem stało się powołanie
Niezależnej Partii Chłopskiej w listopadzie 1924 r.
Powołanie nie poprzez oddolną kreację, ale przez
odgórny, pilotowany przez agentów KPRP, rozłam
wewnątrz klubu poselskiego PSL-Wyzwolenie. Tacy
rozłamowcy jak Adolf Bon, Feliks Hołowacz, Antoni
Szapiel, Sylwester Wojewódzki, Stanisław Ballin i
Włodzimierz Szakun przewijać się będą odtąd w
różnych odsłonach prokomunistycznego ruchu
chłopskiego (3,150). Całą mocą zaangażują się weń
Wojewódzki, Ballin i Hołowacz. Do tego stopnia, że w
pewnym momencie wybiorą wolność za wschodnią
granicą. Dwóch pierwszych zostanie złożonych w
ofierze krwiożerczemu bogu rewolucji pożerającemu
własne potomstwo (8,27). Hołowacz wyłga się
kilkuletnim pobytem w stalinowskich kazamatach; jego
przeszłość stanie na drodze wyjścia z „nieludzkiej
ziemi” wraz z Armią Andersa. Wróci do Polski w 1946
r., by radować się zwycięstwem ideologii własnej
młodości (7,546-547). Szakuna dopadnie zazdrosny bożek
konkurencyjnej ideologii neogermańskiej – zginie w
obozie koncentracyjnym w Stutthofie (8,385). Jedynie
Szapiela uratują działania rządu Drugiej RP, który
wielokrotnymi aresztowaniami zniechęci go do
antypolskich knowań (8,386). Zanim to jednak nastąpi,
potrzebna będzie delegalizacja NPCh przez władze.
Osierocone, zbolszewizowane towarzystwo rozbiegnie się
po limesie lewej strony sceny politycznej. Jedni
założą Radykalną Partię Włościańską Ziem
Białoruskich, inni znajdą miejsce w Stronnictwie
Chłopskim, jeszcze inni wesprą Chłopską Partię
Lewicową. Dopiero matczyna ręka kompartii, która na
swoim siódmym zjeździe w lecie 1927 r. zdecydowała,
że idea „niosących światło” komunistycznej
propagandy na polską wieś za pośrednictwem atrap
samodzielnych partii chłopskich sprawdza się, i należy
te wysiłki kontynuować. Pojawiły się projekty
tworzenia kolejnych „partii ludowych”, które
wykorzystałyby dawną strukturę, działaczy i formy
organizacyjne NPCh. Pryncypałowie z KPP wskazywali
również sposób, w jaki należało postępować przy
powoływaniu tych podmiotów, czyli kontynuowanie
rozbijackiej roboty w istniejących, legalnych partiach
chłopskich. Szczególnie narażone na te działania
stało się Stronnictwo Chłopskie. Ze specjalnym
zadaniem skierowany tam został Zygmunt Szymański,
członek ścisłego kierownictwa KPP, oraz Stanisław
Wójtowicz, który wziął na siebie zadanie
wewnętrznego skłócenia członków Stronnictwa
Chłopskiego i wyłonienie zeń nowej, stricte
prokomunistycznej struktury. Posłużyła mu do tego
animowana przezeń spółdzielnia Związek Samopomocy
Chłopskiej oraz jej prasowy organ – pismo „Samopomoc
Chłopska” (4,16).
8.
Czas sprzyjał wewnętrznym sporom, bowiem na okres
przełomu 1927 i 1928 r. przypadła kulminacja kampanii
wyborczej do parlamentu RP. Spółdzielnia Wójtowicza, a
zwłaszcza jej gazeta, znalazły uznanie w oczach władz
KPP. W styczniu 1928 r. na tajnym spotkaniu członków KC
kompartii oraz najaktywniejszych działaczy byłej NPCh
postanowiono, że to właśnie struktura Wójtowicza
zasłużyła na formalne i oficjalne kontynuowanie
działalności. Nowemu stronnictwu nadano nazwę
jednoznacznie kojarzącą się z organizacją
założyciela, co miało utrzymać przy niej
dotychczasowych zwolenników i czytelników „Samopomocy
Chłopskiej”, a jednocześnie w typowy dla komunistów
sposób sugerującą powszechność – Zjednoczenie
Lewicy Chłopskiej „Samopomoc”. W skład ZLCh „S”
weszli (poza kierującymi rokoszem agitatorami z KPP)
rozłamowcy ze Stronnictwa Chłopskiego, głównie z
województwa lubelskiego, lwowskiego, kieleckiego i
warszawskiego (4,33).
9.
Paradoksalnie to Stanisław Wójtowicz, który formalnie
do partii komunistycznej nie należał, najdokładniej
wyłuszczył istotę tzw. „radykalnych partii
chłopskich”, jednoznacznie przekreślając
możliwość snucia jakichkolwiek tez o ich
samodzielności czy niezależnej działalności. Bez
ogródek stwierdzał, że jego partia istnieje li tylko
po to, by prowadzić „obróbkę materiału
chłopskiego” dla potrzeb komunizmu, po której
„miał on być poddany pod bezpośrednie wpływy i
działalność KPP” (3,35). Wójtowicz ilustruje to
wyśmienitą trawestacją sowieckiego symbolu „sojuszu
robotniczo-chłopskiego” – sierpa i młota, który na
gruncie polskim przekształca się w topór i hebel. To
stolarskie porównanie, prostota tej symboliki,
najtrafniej oddaje cel, zadania i sens istnienia
„radykalnych partii chłopskich” w międzywojennej
Polsce. Hebel to partia komunistyczna, która nadaje
„materiałowi ludzkiemu” pożądany kształt nowego
człowieka, na swój obraz i podobieństwo zamieniając
go w produkt ostateczny – homo sovieticus. Ale surowy
materiał, w którym płyną jeszcze soki tradycji
przekazanej przez pokolenia przodków, żywe zwłaszcza w
warstwie konserwatywnych, katolickich polskich chłopów,
nie nadaje się do obróbki. Te drzewa należy najpierw
ściąć, odłączyć je od życiodajnych korzeni, które
pompują weń to wszystko, co dla komunizmu nienawistne.
Potrzebny jest topór, czyli quasi-ludowa partia, która
pod osłoną chłopskiej formy zdradziecko pozbawi ofiary
atrybutów stojących na drodze bolszewizacji. „Nie
zaczynajcie pracy od hebla, skoro istnieje topór!” –
przestrzegał Wójtowicz niczym nowy jakiś chłopski
antyprorok (4,260).
Ten pseudobiblijny ton spodoba się zresztą komunistom,
którzy zechcą pochwalić się Wójtowiczem na tzw.
Europejskim Kongresie Chłopskim zorganizowanym przez
Komintern w Berlinie w 1930 r. Samo ZLCh „S” nie
przetrwa długo, władze zdelegalizują je w 1931 r.
Stylistyka Wójtowicza przyczyni się zaś do upadku
również jego osoby. Odsunięty za szerzenie tendencji
sekciarskich od wpływu na działalność komunistów na
wsi, opuszczony przez dawnych towarzyszy pożegna ziemski
padół w połowie lat 30. XX w. (4,309-310)
10.
Uparcie utrzymuje się w polskiej historiografii jedna z
najbardziej rozpowszechnionych dyrektyw metodologicznych
PRL-u, zwana „czynnikiem ekonomicznym”, która
charakteryzuje się opieraniem wszelkich historycznych
syntez na szerokim ponad rzeczywiste potrzeby opisie
sytuacji gospodarczej (9,271). Zgodnie z doktryną
marksistowską ma ona determinować wszelkie przejawy
działalności ludzkiej w dziejach, co kolokwializuje
potoczne twierdzenie, że to byt określa świadomość,
a tym samym wpływa na przyszły charakter tegoż bytu.
Dyrektywa ta została przez historyków przyswojona i, o
dziwo, nie razi powszechnie nawet dzisiaj, po kilkunastu
latach od oficjalnego zerwania z materializmem
historycznym. Co gorsza, nie jest z nim nawet kojarzona.
Można by rzec, że to kukułcze jajo komunizmu
podrzucone metodologii historii. W naszych rozważaniach
nad „radykalnymi partiami chłopskimi” ma ono
kapitalne znaczenie, bowiem pokutuje w postkomunistycznej
historiografii teza, iż bieda polskiej wsi w latach 20.
XX w. rodziła nasiona komunizmu, któremu nadawano w ten
sposób niejako polskie obywatelstwo. Z twierdzeniem tym
nie sposób się jednak zgodzić. Co więcej, czas
wreszcie odwrócić peerelowski paradygmat obowiązujący
siłą rozpędu we współczesnej metodologii historii i
tą drogą zakradający się do narracji historycznej –
paradygmat badawczy związany z genezą rewolucyjnych
stronnictw chłopskich. To nie fatalna sytuacja
ekonomiczna polskiej wsi, która przyczyniała się do
radykalizacji chłopskich postaw, stanowiła przyczyny
kiełkowania idei komunistycznych – to agenturalny ruch
komunistyczny wykorzystywał radykalne nastroje biedoty
wiejskiej do szerzenia wśród mas chłopskich swojej
ideologii i tym sposobem zjednywania sobie zwolenników.
Jeśli zaś się z tym zgadzamy, kolejnym krokiem powinno
być usunięcie zagadnienia „radykalnych partii
chłopskich” z zakresu badań nad polskim ruchem
ludowym, a włączenie ich w tematykę badawczą zjawiska
komunizmu w Polsce międzywojennej. Jakkolwiek bowiem
zarówno w programie PSL-Lewicy jak i PSL-Wyzwolenie (a
nawet PSL-Piast) w różnych okresach dawało się
zauważyć tendencje lewicowe czy wręcz
antykapitalistyczne, nigdy jednak stronnictwa te nie
były – tak jak tzw. „radykalne partie chłopskie”
– transmiterami ideologii wrogiego państwa na polską
na wieś.
|